World of Darkness


#1 2010-10-02 22:56:03

 Gnashrakk

Narrator

Skąd: Luton UK
Zarejestrowany: 2010-08-22
Posty: 55
Punktów :   
Ulubiony Klan VtM: Malkavian
Ulubiony Klan VtR: Mekhet
WWW

PROLOG

W garderobie, która stała się waszą celą nastroje zaczęły robić się nerwowe. Zza drewnianych drzwi dało się usłyszeć kroki nadchodzących sługusów Księcia. Walka nie poszła dobrze. Sojusz zwyciężył, ale Ojcowie tych, którzy zostali zamknięci w tym pomieszczeniu nie wrócili. Teraz o ich losie miał zaważyć kaprys Mathisa.
   - Osiem... Ośmiu nas tu zamknęli. A to zła liczba. Siedem było by lepiej. Dziewięć choć. Sześciu nie. Ale pięciu mogłoby. Wtedy żyjemy. Ale nie osiem. Nie jest z nami dobrze.  Zła liczba... - Jeden z Ventrue nie wytrzymywał, jego mózg wyraźnie zamknął się - Co oni z nami zrobią? Z ósemką... A to nie jest dobra...
   - Stul pysk! Narzekanie nic tu nie pomoże! - Olbrzymi Gangrel warknął tak, że część młodych odsunęła się na wszelki wypadek - Nic nie da... - Mimo wszystko widać było, że też jest przerażony.
   Kroki ustały, zamek strzelił i do sali weszło kilku mięśniaków. Bez słowa zaczęli siłą wyciągać Spokrewnionych na zewnątrz. Młoda Azjatka, która nie poruszała się najwyraźniej z odpowiednim tempem zaliczyła solidne uderzenie w nerki. Ktoś pomógł jej wstać z klęczek i ruszyli dalej korytarzem.
Na końcu korytarza znajdowała się sala, w której mimo późnej już pory zebrała się spora grupa wampirów. Przedstawiciele wszystkich klanów i grup zebrali się na wezwanie Księcia. Teraz siedzieli, szepcząc między sobą nerwowo i oczekiwali, kiedy się zacznie...
   Pomieszczenie było salą kabaretową, z małą sceną i kilkunastoma stolikami. Na estradzie stał Richard, prawa ręka władcy, a za jego plecami Szeryf - długowłosy i szczupły mężczyzna o zimnych oczach.
   Młodzi zostali wepchnięci bezceremonialnie na środek sceny - Na kolana bydło! - krzyknął Szeryf. Ludzie Księcia dopilnowali, aby wszyscy znaleźli się na podłodze, a Seneszal stanął przed zebranymi.
   - Książę nie zaszczyci nas dziś swoją obecnością - przez salę przeszedł szum niezadowolenia - Cisza. Jak wiecie, nasz sojusz z Lancea Sanctum pozwolił nam pokonać zwyrodniałych Sangiovanni. Okupiliśmy to pewnymi stratami, przyznaję, ale gdzie wojna, są trupy, prawda... W końcu po drugiej stronie więcej ich było, więc, że tak powiem, wszystko w porządku.
Niestety, po naszych świętej pamięci braciach, pozostały te tutaj, prawda, pędraki... Książe nie ma chęci się tym zajmować, te dzieci nie są w nasze społeczeństwo wprowadzone, więc zwyczajowo, sami rozumiecie. Mie powinniśmy ryzykować naruszenia maskarady, narybek spuścić z kiblem, i po sprawie, prawda... Ale zapytać Starszych wypada...
   - Gówno! - z sali dał się słyszeć wściekły okrzyk - Gówno was obchodzą wasi żołnierze, ich potomstwo i wszystko! Gdzie jest Książe? Znów młodych chłopców rucha na tej swojej wieży?! Czy wy kurwa wiecie, ilu straciliśmy?!
   - Samaelu, Samaelu, Samaelu... Uważaj na język, bo kiedyś go stracisz... - oczy Seneszala zwęziły się - Uważaj, bo...
   - Bo co?! Bo mnie tu zabijecie, razem z tymi młodzikami? Ty kurwa mendo ostatnia, co tobie się wydaje?!
   - To co, prawda, proponujesz? Wypuścić ich na miasto? Może mam od razu podać do prasy, że istniejemy, że się na ludziach żywimy, i gdzie nas znaleźć?
   - To tylko pierdolenie! Można ich przekazać innym doświadczonym braciom. Można choć pomyśleć. Wystarczy chcieć, a nie zajmować się jedynie samymi sobą!
   - To może chcesz ich ugościć w swojej dzielnicy? Chcesz za nich odpowiadać? Ostrzegam Cię! - Richard starał się zachować swój zwyczajowy spokój, ale wszyscy zauważyli już, że jest już na granicy - Będziesz odpowiedzialny...
   - Spokojnie, Krewniacy... - Olbrzymi, spasiony wampir podniósł się ze swojego miejsca - Przecież nie jest to nic, co mogłoby wywoływać takie emocje - Rozglądnął się po sali, aby zobaczyć, jakie wrażenie zrobiły jego słowa. Jego głos był spokojny, wręcz anemiczny - Przecież można to rozwiązać. Może nawet Samael ma rację, Myślę, że mógłbym przygarnąć, powiedzmy, przygarnąć dwójkę, może trójkę... Przecież faktycznie, nie uzupełnimy zbyt szybko naszych szeregów, zwłaszcza ci, którzy nie są Daeva - bezradnie rozłożył ręce...
   - Uważaj Otto, z kim stajesz... Uważaj. - Seneszal trzymał się resztką sił - Przypominam Ci, że Samael nie jest nawet w Invictus!
   - Ale ja jestem - Otto uśmiechnął się przymilnie - i służę wiernie... A pomocników brak. Każda para rąk się przyda...
   - Dobrze więc, na twoją odpowiedzialność... Czy ktoś jeszcze?
   Na sali poczyniło się poruszenie... Szepty zmieniły się w otwarte rozmowy, i kilku starszych wystąpiło do przodu. Seneszal popatrzył na nich ze zdziwieniem - Dobrze, jak chcecie... Sami będziecie sobie winni.

***



   Zwalisty wampir podszedł do waszej dwójki. Miał senatorską postawę i szeroki uśmiech, a jego wzrok zdradzał rozbawienie. Oszczędnym gestem odwołał ochronę i nakazał wam wstać.
   - Otto. Otto von Lichem. Baron Santa Anna, do usług mógłbym rzec - uśmiech zniknął w mgnieniu oka - Ale to nie w tą stronę działa. I żebym na was nie musiał jutro czekać... A teraz czas na mnie.
   Baron odwrócił się i kołyszącym, niezdarnym krokiem udał do wyjścia. Część Spokrewnionych już wyszła, pozostali udawali się do swoich spraw. Wkrótce pozostaliście sami...

Więc stoicie w pustej sali, młoda Azjatka o niezdrowym odcieniu cery i ubrany w tani garnitur mężczyzną w średnim wieku.

[Nie macie sprzętu ze sobą]


Nie jestem chory psychicznie - ja po prostu widzę głębiej...

Offline

 

#2 2010-10-04 22:07:27

 Sajuuk

Śmiertelnik

Zarejestrowany: 2010-09-07
Posty: 6
Punktów :   

Re: PROLOG

Były oficer policji - Neville Lundy - siedział na podłodze. Jak cała ósemka. Wszyscy byli zdenerwowani, to i on przybrał taki wyraz twarzy. Gdyby coś czuł, taką pewnie by miał właśnie minę.

Garderoba. Jakże praktyczne miejsce. - Rozważał w myślach - Przechowuje się tu ubrania. W razie czego i jeńców, skazańców, ofiary. Genialne. Jak kiedyś będę budować dom, będę mieć w nim garderobę. Tak ze względów "praktycznych". Oczywiście, jeśli dotrwam do czasu budowy owego wymarzonego domu. W końcu każdy normalny o tym marzy.

Koleś obok ewidentnie pojmuje powagę sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. - Bełkot venture przykuwał uwagę. - Nie żeby to coś zmieniało. To nic nie zmienia. Jedynie lepiej się troszkę odsunąć. Po co za szybko obrywać po zębach?

Na dźwięk otwieranych drzwi uśmiechnął się na chwile

- Nareszcie - Pomyślał Neville, po czym znowu przybrał wyraz przerażonego.

Szedł posłusznie, możliwe, że nawet z nutą gorliwości. Chciał poznać swoich oprawców. Być może oprawców. Kto wie? Azjatka nie była taka szybka, miała taki nieodgadniony wyraz twarzy. Oberwała, a Neville pomógł jej wstać. Ciesząc się, że to nie on zebrał pierwsze baty.

Było tutaj tak normalnie. Zapach, cisza, półmrok. Przyozdobione ściany, kotary, obrazy. Scena i te stoliki. Makabryczne to przedstawienie. A jakże gorsze musiały się tu odbyć w przeszłości? Rzucili ich na kolana. Były policjant nie opierał się. To nie miało sensu. Ktoś zaczął przemawiać... decydować.

- A więc ma na imię Seneszel. Już to imię gdzieś słyszałem. Ma taką ciekawą grzywkę, za którą...

Rozmyślenia przerwała wrzawa i oklaski. Huk, który zagłuszał myśli. Niemiłe uczucie nie słyszeć swojego własnego głosu. Ale później przemówił ktoś inny. Ten to gadał z sensem. Samael. Lundy bardzo chciał, by reszta go posłuchała. Wszak bardzo chciał jeszcze pożyć. Jeszcze nie złapał przecież wszystkich. Dobrze, że reszta tej farsy minęła jak przez mgłę, w czasie której Neville już planował co zrobi, jeśli go wypuszczą.

***



No i posłuchali. Przygarnął ich Otto von Lichem. Straszny dupek. Ciekawe co skrywa za swoim głupim uśmieszkiem. Pyszne słowa na pokaz, mająca tylko zwieźć rozumowanie w inną stronę. Skierować od czego? Bo na pewno nie przygarnął ich na daremno.

Na szczęście poszedł sobie. Niestety, Lundy nie został sam, tak jakby sobie tego życzył. W dodatku został z kobietą! Z Azjatką, która dobrze skrywała swoje uczucia. Jeśli jakiekolwiek miała. Kobiety są takie skomplikowane...

- Cholera. - Przeklął w myślach Neville. Nie wiedział jak zacząć rozmowę. Nigdy nie był dobry w rozmowach. Ludzie tyle oczekiwali od rozmów, zwłaszcza kobiety. Zrobił zatem minę nieporadnego nastolatka. - Cześć


Uwielbiam Halloween. Ten jeden raz w roku wszyscy noszą maski... tylko nie ja. Ludzie myślą, że to zabawne udawać potwora. Ja... ja przez całe życie udaje, że nie nim nie jestem.

Offline

 

#3 2010-10-05 22:56:17

 Gnashrakk

Narrator

Skąd: Luton UK
Zarejestrowany: 2010-08-22
Posty: 55
Punktów :   
Ulubiony Klan VtM: Malkavian
Ulubiony Klan VtR: Mekhet
WWW

Re: PROLOG

- Ohajo - odpowiedziała tajemnicza dziewczyna - więc co teraz z nami? Odpuszczą nam? Myślałam już, że to koniec...  - Japonka rozglądała się nadal jeszcze w szoku - Mamy nowego pana, czy to jakaś gra, na końcu której zginiemy?
   - Na końcu zginiemy, nic nie trwa wiecznie - filozoficznie odpowiedział mężczyzna - Mam na imię Neville.
   - Nuriko - Azjatka przyjrzała się swojemu nowemu towarzyszowi. Nie wyglądał zbyt imponująco, ale w jego twarzy wyczytała coś strasznego. Jego oczy były zimne i nie odnalazła w nich współczucia.
   - Ja potrzebuję kilka rzeczy, zanim pojedziemy do Santa Anna - Neville już szukał wyjścia wzrokiem - nic tu po nas...
   Faktycznie, wszyscy już się zabrali. Dziewczyna skinęła tylko głową i ruszyła za policjantem. Oboje znaleźli się w bocznej, śmierdzącej uliczce...


Nie jestem chory psychicznie - ja po prostu widzę głębiej...

Offline

 

#4 2010-10-07 00:19:27

Kamyk

Śmiertelnik

Zarejestrowany: 2010-10-04
Posty: 4
Punktów :   

Re: PROLOG

Plecy nadal bolały od uderzenia. Azjatka chwyciła Nevilla za rękę i zaczęli uciekać. Biegli ile sił w nogach, Nuriko  potykała się o krzywy bruk, nie była przyzwyczajona do sprintu  w obcasach. Skręcili w małą uliczkę, wielki kontener na śmieci zionął zgnilizną, z bocznych drzwi knajpy dało się słyszeć krzyki i przekleństwa. Nie najlepsza dzielnica dla kobiety, ale swoją  drogą byle jak najdalej od hołoty Księciunia . Myśli kołatały w głowie... cholerna biurokracja, kto by pomyślał, że nas znajdą. Szybkie spojrzenie na potargane pończochy - "tak.. ciekawe kto mi je odkupi".
   Spojrzała na Nevilla, pierwszy raz widziała go w mieście, wyglądał całkiem zwyczajnie. Ciekawy sposób maskowania się, a raczej jego brak- sprawiał, że wyglądał całkiem naturalnie.
   Z Nuriko sprawa wyglądała całkiem inaczej, powiedzmy szczerze -musiała poświęcić "ciut" więcej czasu na dopracowanie szczegółów. Należała do klanu Burakumin, którzy charakteryzowali się tym, iż wyglądali na "lekko zmarłych", nie ma to jak wada klanowa.
    Po przebiegnięciu trzech przecznic, upewnili się że nie są śledzeni. Nuriko kiwnęła na przejeżdżającą taksówkę. Spojrzała na  znajomego i wcisnęła do ręki wizytówkę.
- "Coś czuję, że się jeszcze spotkamy, Panie Lundy" - rzuciła na odchodne.
- "Hmm.. ach te kobiety, pojawiają się i znikają." - podsumował chłodno.

Spojrzał na wręczoną mu wizytówkę

Dr. Nuriko Koizumi
Patolog sądowy miasta Dark City


Aah... a graveyard. I can always smell a graveyard.

Offline

 

#5 2010-10-08 09:57:42

Ivelios

Śmiertelnik

Zarejestrowany: 2010-09-08
Posty: 5
Punktów :   

Re: PROLOG

Mimo późnej pory, było dość jasno. Miliony świateł ze wszystkich stron bombardowały ciemność swym sztucznym, nieprzyjemnym blaskiem. Świat nie był już taki jak niegdyś, gdy można było z łatwością kryć swe straszne oblicze przed nic nie spodziewającym się bydłem. Trudne czasy nastały, oj trudne. Dwoje po przeciwnej stronie ulicy nareszcie opuściło budynek, ruszyli prędko w swoją stronę. Zgarbiona postać wyglądająca na starca wyłoniła się zza sterty cuchnących odpadów po przeciwnej stronie ruchliwej ulicy, zakryła się płaszczem z głębokim kapturem i ruszyła ich śladem.
Nie wiedział kim są, jakie mają zamiary, jednak z pewnością nie byli jednymi z nich. Poza tym słyszał rozmowę w tej.. maleńkiej salce balowej. Najpewniej nie ma się czego obawiać. Cóż tu począć w tym nowym świecie? Londyn zmienił się znacznie, wcale nie na dobre. Stał się taki obcy. Zamienił blask i styl na sztuczną tandetę...
Z rozważań wyrwał ogłuszający ryk, jak by trąby, ze strony nadjeżdżającego blaszanego pojazdu, oślepiły ostre... sztuczne światła. Zgarbiona postać przemknęła przez ruchliwy środek drogi umykając jak przestraszony szczur w bezpieczny mrok bocznej uliczki.
-Świat zwariował, nie życie oj trudne będzie, czuję... - wyszeptał spod kaptura.
Odnalazł ich ślad, popędził dalej trzymając się bezpiecznego cienia. Siła krwi znacznie osłabła, jednak ciemność nadal była bratem. Stali na końcu ciemnej uliczki, wyglądało na to że się rozdzielają. kobieta wsiadała do jednego z tych strasznych blaszanych powozów, bez koni...
Zgarbiona postać skryta przez ciemność obserwowała uważnie co nastąpi dalej.


Więc bądź swoją pozą, skoro ona dla ciebie jest wszystkim…

Offline

 

#6 2010-10-08 22:27:03

 Sajuuk

Śmiertelnik

Zarejestrowany: 2010-09-07
Posty: 6
Punktów :   

Re: PROLOG

Neville uważnie przeczytał wizytówkę. Dwa razy. Patolog. PATOLOG! To słowo odbiło się echem po przysadce mózgowej, przegalopowało po korze mózgowej i utknęło gdzieś głęboko.

- Właściwie to powinno mnie to wystraszyć. Włączyć wewnętrzny alarm. To prawie jak groźba. - Rozmyślał w głowie Neville. - Nic z tych rzeczy. Co więcej. To troszkę jakby przyjazna wiadomość "Hej, mamy coś wspólnego". I ja chce wiedzieć co. Bardzo chcę.

Niewiele myśląc więcej, Lundy najszybciej jak potrafił otworzył drzwi taksówki i wskoczył szybko do środka. Ubiegając złość taksówkarza wypalił - Ja też jadę!

Zrobił najszczerszy uśmiech, ukazując wszystkie zęby.

- Czemu by nie przeciągnąć spotkania, panno Nuriko? - Zwrócił się do Azjatki, nadal szczerząc zęby - Mieszkam w downtown. Można by rzec, że pasjonuję się medycyną sądową.

- To będzie noc. Szczęśliwa noc.


Uwielbiam Halloween. Ten jeden raz w roku wszyscy noszą maski... tylko nie ja. Ludzie myślą, że to zabawne udawać potwora. Ja... ja przez całe życie udaje, że nie nim nie jestem.

Offline

 

#7 2010-10-08 23:50:37

 Gnashrakk

Narrator

Skąd: Luton UK
Zarejestrowany: 2010-08-22
Posty: 55
Punktów :   
Ulubiony Klan VtM: Malkavian
Ulubiony Klan VtR: Mekhet
WWW

Re: PROLOG

- Ktoś jeszcze? - Taksiarz odwrócił się do was poirytowany - Czy łaskawie możemy już zapiąć pasy i drzwi zatrzasnąć? Może pomóc? - Jego uśmiech był tak szczery, jak data przydatności do spożycia na produktach w lokalnym sklepie. Płynnym ruchem włączył taksometr i odwrócił się...


Nie jestem chory psychicznie - ja po prostu widzę głębiej...

Offline

 

#8 2010-10-21 18:34:01

 Sajuuk

Śmiertelnik

Zarejestrowany: 2010-09-07
Posty: 6
Punktów :   

Re: PROLOG

- Niesamowite. Jechałem w taksówce z kimś, kto może być jednocześnie i wrogiem i... kto wie... może mieć cechy wspólne. - Rozmyślał Nevielle, taksując panią doktor wzrokiem. - Mógłbym nawet założyć, że jedzie na tym samym wózku co i ja. I nie mam tu na myśli żółtego bolidu złotówkarza. Spotkało ją pewnie to samo co mnie. A ja nie wiem co mi się przytrafiło. On zniknął tak nagle...

- Doktor Nuriko. - Oficer w końcu się odezwał, starając się uśmiechać ciepło i łagodnie. Jeśli w ogóle wiedział co to znaczy. - Czy mogę domniemywać, że cierpi pani na podobne... przypadłości... co i ja? Domyśla się pani czego chciał od nas facet z kawiarni? Ogarniasz to wszystko? Chociaż to strasznie dużo pytań jak na początek. Jedziemy do pani mieszkanka, czy może do mojej małej kawalerki?

- No tak, kolejne pytanie... - Eks-oficer Lundy uśmiechnął się w do siebie - Ale potwory pojawiają się w każdej postaci i rozmiarze.


Uwielbiam Halloween. Ten jeden raz w roku wszyscy noszą maski... tylko nie ja. Ludzie myślą, że to zabawne udawać potwora. Ja... ja przez całe życie udaje, że nie nim nie jestem.

Offline

 

#9 2010-10-21 20:03:09

Kamyk

Śmiertelnik

Zarejestrowany: 2010-10-04
Posty: 4
Punktów :   

Re: PROLOG

- Co za typek - spojrzała chyłkiem na pasażera obok - Faceci... ci z krwi i kości czy wampiry - są tak samo stuknięci i drażniący. Jednak zdałoby się mieć jakiegoś poplecznika. O nędzny świecie!! - myśli bombardowały mózgownicę.

- Panie Lundy, mniemam że  cierpimy na tę samą przypadłość ale o tym wolałabym pomówić w bardziej dyskretnym miejscu. - w tym momencie spojrzała w środkowe lusterko, spotkała się ze wścibskim spojrzeniem taksówkarza. Słodko uśmiechnęła się do niego.
-Panie kierowco, na St.Ave i 44th proszę, byle szybko. Trochę nam się spieszy - wrzuciła do kieszeni kierowcy 20 dolarów. - Reszty nie trzeba.

Kiedy dojechali na miejsce znaleźli się w dość zadbanej dzielnicy, rzędy kamienic dawały złudne wrażenie, że wszystkie wyglądają tak samo. Ozdobne drzwi z witrażem, żeliwne wiszące kaganki i kamienne schodki sprawiały, że czas się tu zatrzymał.
-Może to nie willa, ale czuję się tu wyjątkowo bezpiecznie, zapraszam do środka- Nuriko rzuciła do Lundiego.

Weszli do ciemnego pomieszczenia, które powoli nabierało ciepłej barwy. Dyskretne oświetlenie okalało ściany wyłaniając zadbane i urządzone w dobrym guście mieszkanko.

- Proszę, rozgość się - wskazała na wygodną kanapę. - Chyba należałoby się w końcu poznać.


Aah... a graveyard. I can always smell a graveyard.

Offline

 

#10 2010-10-22 19:15:22

Kamyk

Śmiertelnik

Zarejestrowany: 2010-10-04
Posty: 4
Punktów :   

Re: PROLOG

Nuriko podeszła do okna, aby zasłonić je kotarą, gdy zauważyła w cieniu zarys postaci. - Mam nadzieję, że to żaden ze wścibskich sąsiadów- pomyślała. Gdy ponownie ukradkiem wyjrzała przez okno nikogo już nie było.
Ach.. na starość oczy zawodzą - zaśmiała się w duchu.

- A więc czego się napijesz, bo nie dosłyszałam - zwróciła się do Lundiego, który właśnie rozsiadał się w kanapie.


Aah... a graveyard. I can always smell a graveyard.

Offline

 

#11 2010-10-23 00:07:21

 Gnashrakk

Narrator

Skąd: Luton UK
Zarejestrowany: 2010-08-22
Posty: 55
Punktów :   
Ulubiony Klan VtM: Malkavian
Ulubiony Klan VtR: Mekhet
WWW

Re: PROLOG

Nuriko ruszyła w stronę barku i przechodząc włączyła radio. Właśnie zaczynały się wiadomości i z głośnika usłyszeliście głos prowadzącego:
   "Komendant DCPD ma kolejne kłopoty. Nadal nie została rozwiązana sprawa zabójstw w których zginął min. prokurator Lopez, a kolejna sprawa wyjrzała na światło dzienne. Zwłoki przynajmniej dwudziestu mężczyzn, prawdopodobnie żołnierzy mafijnych, w jednym z magazynów portowych..."
   Od razu zrozumieliście o jaki magazyn chodzi. Miejsce, w którym zginęli wasi ojcowie podczas ataku na Sangiovanni było właśnie w porcie. Jacy byli, tacy byli, ale na chwilkę zamilkliście pogrążając się w wspomnieniach.
   "Poza tym mamy piękną noc, przejrzyste niebo około 15 stopni. Za parę sekund trzecia, specjalnie dla was Radio Dark City, najlepsze kawałki w mieście..."
   Z głośnika popłynęły jakieś czarne rytmy.


Nie jestem chory psychicznie - ja po prostu widzę głębiej...

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.killarneypopolsku.pun.pl www.fairest-mg.pun.pl www.czempioni.pun.pl www.wsztokf.pun.pl www.zgierz.pun.pl